Kolejny rajd organizowany przez Wiecha. Tym razem formuła trochę inna – pierwszy dzień”lotny”, pomiędzy Nowogrodem a Ełkiem. Potem sobotnia pętla po okolicach Ełku i kolejny nocleg.
Pierwszy dzień zaczęliśmy wczesną pobudką w domu i gonitwą Warszawa-Nowogród. Na bazie byliśmy o 10:00, co okazało się zbyt późną godziną. Większość załóg była już na trasie. Pobraliśmy roadbooka i ruszyliśmy z kopyta. Przekonany, że trasa zaczyna się od dojazdówki asfaltowej zdążyłem dojechać do głównej przelotówki zanim moja pilotka w ogóle włączyła metromierz 🙂
Znajome załogi dogoniliśmy kilka kilometrów dalej, na stromym i śliskim podjeździe. Potem była już wspólna leniwa jazda.
Drugi dzień to pętla wkoło bazy w okolicach Ełku i kilka prób w terenie. Ciśnienia nie było, były za to liczne łosie! Niektóre nawet udało się złapać w kadrze.
Pierwszy mój wyjazd na Zmotę – imprezę organizowaną przez Franza i Adrenalinkę. Zacząłem ostrożnie, czyli od klasy Fiesta 🙂 Bardziej w roli wozu wsparcia serwisowego dla zmoty kolegów, niż jako rzeczywisty uczestnik. Zobaczy się, co będzie dalej, bo impreza zacna!
Zmota Domela i Marcela, z którą jechałem:
Jako, że ta zmotka dość szybko się zepsuła, dalej jechaliśmy z Trociną Piotra i Studenta:
Pogoda dopisała, zabawa na odcinkach i bazie była na poziomie.
Część dróg, w szczególności niektóre mosty i tunele, jest w Norwegii płatna. System opłat jest inny, niż u nas. Opłaty naliczane są automatycznie, poprzez system kamer, za przejazd płatnymi odcinkami. Potem należy tylko opłacić rachunek.
Żeby sobie ułatwić życie warto założyć konto w portalu https://www.epcplc.com/ i podać numer rejestracyjny auta. Po wycieczce dostaniemy ładne zestawienie płatnych odcinków, serię fotek auta i rachunek do opłacenia.
Pamiątkowe zdjęcie z Norwegii
Opłaty za poszczególne odcinki są różne – od 20 koron (jakieś 10 zł) za fragmenty obwodnic, po 100 koron za przejazd długim tunelem czy mostem. Długi tunel to w realiach Norweskich np. Jondal Tunnel, który ma ponad 10 km czy Folgefonna Tunnel – ponad 11 km. A są dłuższe. Tych krótszy, po kilkaset metrów, nawet nie ma co liczyć.
Dodatkowo trzeba policzyć opłaty za promy. Za przeprawy promowe płaci się od ręki, przy wjeździe za prom. Kosztują po kilkadziesiąt koron, pływają szybko i regularnie.
W czasie jednej z wizyt na Teneryfie lokalny przewodnik opowiedział nam o ciekawostce, dotyczącej rosnących tam sosen. Drzewa zaadoptowały się do regularnych wybuchów wulkanów. Wykształciły specjalną budowę kory, która jest bardzo zbita i zawiera niewiele pęcherzyków powierza. W efekcie pień takiej sosny pali się bardzo trudno, nawet zalany lawą z wulkanu!
Panorama po wybuchu wulkanu
W trakcie wizyty na wulkanie Chinyero widzieliśmy ten fenomen na żywo. W czasie erupcji kilka lat wcześniej wulkan zalał lawą całą sporą dolinę. Żużel jest jeszcze bardzo świeży. Widać wyraźnie, że lawa sięgnęła wielu drzew a niektóre nawet opłynęła. Pomimo to pnie nie spłonęły. Spaliły się jedynie cienkie gałęzie, ale te odrastają.
Klocki Lego widział pewnie każdy. Legoland to park rozrywki położony obok macierzystej fabryki tych zabawek. Jak na Lego przystało w większości zbudowany jest właśnie z klocków. Są oczywiście metalowe karuzele czy plastikowe zjeżdżalnie, ale większość atrakcji zbudowano z małych elementów, którymi można bawić się w domu.
Wejście
W parku rozrywki pełno jest modeli miast czy znanych budowali. Jest Statua Wolności i prom kosmiczny. Są holenderskie wiatraki i kanały
Dzieci mogą oczywiście bawić się również w inny sposób. Są karuzele, kolejki itp.
W Legolandzie jest również potężne oceanarium z mnóstwem ryb (prawdziwych), skarbów (z klocków) oraz nurków i łodzi podwodnych (też z klocków).
Będąc na wchodzącej w skład Wysp Kanaryjskich Fuertaventurze wybraliśmy się w objazdową wycieczkę. Wyspa nie jest duża a w ciekawe miejsca można dojechać dobrymi drogami.
Wieża broniąca portu…a na wieży armataBałwanekChip. Dale zdążył uciec.
W trakcie wycieczki trafiliśmy do Puertito de los Molinos. Chciałbym je nazwać osadą, ale to raczej trzy baraki i winnica. Prowadzi do niej, i tylko tam, spory kawałek świetnej drogi asfaltowej. Wydało się nam to dziwne, dopóki nie spróbowaliśmy wina z Los Molinos. Warto było budować drogę! A dodatkowo wino lokalne jest dostępne w sklepach w cenie około 1 Euro za butelkę. Woda mineralna bywa droższa.
Park Narodowy Timanfaya (hiszp. Parque Nacional de Timanfaya) to leżący na Lanzarote teren wielkiej erupcji wulkanicznej z XVIII w. W ciągu 6 lat erupcji z kilkuset małych wulkanów wypłynęły rzeki lawy, zalewając sporą część wyspy. Wyspa była wtedy oczywiście zamieszkana, działało rolnictwo, uprawiano winorośl. Dla mieszkańców wybuchy wulkanów były katastrofą. Do tej pory można znaleźć winnice, w których krzewy winogronowe rosną w dwumetrowych dołkach, wygrzebanych przez rolników w wulkanicznej lawie.
Symbolem wyspy jest figurka diabła, wymyślona przez Cesara Manrique.
Symbol parku
Sam park nazywany jest czasem Górami Ognia (Montañas del Fuego). My używaliśmy nazwy „spacerować po księżycu”, wymyślonej przez lokalnego przewodnika wycieczek, z którym zwiedzaliśmy okolice. Ogólnie teren parku jest ściśle chroniony. Prowadzą przez niego bardzo nieliczne drogi asfaltowe, z których nie można zjeżdżać. Większość standardowych wycieczek kończy się i zaczyna w restauracji El diablo w środku parku. My wybraliśmy inną opcję. Wraz z przewodnikiem przemierzyliśmy pieszo kilkukilometrową trasę po parku i jego wulkanach.
Księżycowy krajobrazStożek jednego z wulkanówTunel lawowyWędrowanie po wulkanach wpływa na apetytWracamy
Wycieczkę po wulkanach organizował przewodnik z CanaryTrekking. Polecamy!