Powitanie sezonu off road w roku 2019 wypadło 1 stycznia 🙂 Jest dobrze!
Były 3 dyskoteki. Trochę jazdy po lesie, trochę błota. Teren ma potencjał i następnym razem trzeba zacząć tam, gdzie dzisiaj kończyliśmy.


Blog Ireny, Olgi i Tomka
Powitanie sezonu off road w roku 2019 wypadło 1 stycznia 🙂 Jest dobrze!
Były 3 dyskoteki. Trochę jazdy po lesie, trochę błota. Teren ma potencjał i następnym razem trzeba zacząć tam, gdzie dzisiaj kończyliśmy.
Przerwa świąteczna. Kilogramy dodatkowe. Nuda.
Postanowiłem przemieszać olej w dyskotece. Wyszła leniwa trasa od Warszawy w stronę Wyszkowa, z naciskiem na dotarcie do doliny Bugu.
A dumny jestem z siebie, bo starczyło mi rozsądku, aby nie wjechać tutaj.
W jednej trzeciej szerokości było jeszcze na tyle płytko, że woda się do kaloszy nie nalewała. Parę kroków dalej było do pasa i zaczynało brakować woderów. A tak kusiło 😀
Jako, że pora akurat właściwa na lepienie uszek do barszczu i pieczenie ciasta, idąc pod prąd postanowiłem powspominać Dolny Śląsk. I okolice.
Zatrzymywaliśmy się w zajeździe Pod Zielonym Jajem, prowadzonym przez miłośnika Land Roverów. I osoba, i miejsce, i okolica warte polecenia.
Dwie nasze wizyty opisane są tu: Pod Zielonym Jajem – 2013 oraz Wzdłuż południowej granicy – 2015
Kolejny rajd organizowany przez Wiecha. Tym razem formuła trochę inna – pierwszy dzień”lotny”, pomiędzy Nowogrodem a Ełkiem. Potem sobotnia pętla po okolicach Ełku i kolejny nocleg.
Pierwszy dzień zaczęliśmy wczesną pobudką w domu i gonitwą Warszawa-Nowogród. Na bazie byliśmy o 10:00, co okazało się zbyt późną godziną. Większość załóg była już na trasie. Pobraliśmy roadbooka i ruszyliśmy z kopyta. Przekonany, że trasa zaczyna się od dojazdówki asfaltowej zdążyłem dojechać do głównej przelotówki zanim moja pilotka w ogóle włączyła metromierz 🙂
Znajome załogi dogoniliśmy kilka kilometrów dalej, na stromym i śliskim podjeździe. Potem była już wspólna leniwa jazda.
Drugi dzień to pętla wkoło bazy w okolicach Ełku i kilka prób w terenie. Ciśnienia nie było, były za to liczne łosie! Niektóre nawet udało się złapać w kadrze.
Pierwszy mój wyjazd na Zmotę – imprezę organizowaną przez Franza i Adrenalinkę. Zacząłem ostrożnie, czyli od klasy Fiesta 🙂 Bardziej w roli wozu wsparcia serwisowego dla zmoty kolegów, niż jako rzeczywisty uczestnik. Zobaczy się, co będzie dalej, bo impreza zacna!
Zmota Domela i Marcela, z którą jechałem:
Jako, że ta zmotka dość szybko się zepsuła, dalej jechaliśmy z Trociną Piotra i Studenta:
Pogoda dopisała, zabawa na odcinkach i bazie była na poziomie.
Właśnie wróciłem z okolic Janowa Podlaskiego, z kolejnej edycji Bradziagi.
Pogoda dopisała, Bug jak zwykle piękny. Rano mgły też dodawały uroku spacerom.
Część dróg, w szczególności niektóre mosty i tunele, jest w Norwegii płatna. System opłat jest inny, niż u nas. Opłaty naliczane są automatycznie, poprzez system kamer, za przejazd płatnymi odcinkami. Potem należy tylko opłacić rachunek.
Żeby sobie ułatwić życie warto założyć konto w portalu https://www.epcplc.com/ i podać numer rejestracyjny auta. Po wycieczce dostaniemy ładne zestawienie płatnych odcinków, serię fotek auta i rachunek do opłacenia.
Opłaty za poszczególne odcinki są różne – od 20 koron (jakieś 10 zł) za fragmenty obwodnic, po 100 koron za przejazd długim tunelem czy mostem. Długi tunel to w realiach Norweskich np. Jondal Tunnel, który ma ponad 10 km czy Folgefonna Tunnel – ponad 11 km. A są dłuższe. Tych krótszy, po kilkaset metrów, nawet nie ma co liczyć.
Dodatkowo trzeba policzyć opłaty za promy. Za przeprawy promowe płaci się od ręki, przy wjeździe za prom. Kosztują po kilkadziesiąt koron, pływają szybko i regularnie.
Będąc w Budapeszcie zwróciliśmy uwagę na pokrywki studzienek w chodnikach. Tyle wzorów i kolorów, że się w głowie kręci.
Zabawne, prawda? W dodatku na każdej ktoś stoi…
W czasie jednej z wizyt na Teneryfie lokalny przewodnik opowiedział nam o ciekawostce, dotyczącej rosnących tam sosen. Drzewa zaadoptowały się do regularnych wybuchów wulkanów. Wykształciły specjalną budowę kory, która jest bardzo zbita i zawiera niewiele pęcherzyków powierza. W efekcie pień takiej sosny pali się bardzo trudno, nawet zalany lawą z wulkanu!
W trakcie wizyty na wulkanie Chinyero widzieliśmy ten fenomen na żywo. W czasie erupcji kilka lat wcześniej wulkan zalał lawą całą sporą dolinę. Żużel jest jeszcze bardzo świeży. Widać wyraźnie, że lawa sięgnęła wielu drzew a niektóre nawet opłynęła. Pomimo to pnie nie spłonęły. Spaliły się jedynie cienkie gałęzie, ale te odrastają.
Klocki Lego widział pewnie każdy. Legoland to park rozrywki położony obok macierzystej fabryki tych zabawek. Jak na Lego przystało w większości zbudowany jest właśnie z klocków. Są oczywiście metalowe karuzele czy plastikowe zjeżdżalnie, ale większość atrakcji zbudowano z małych elementów, którymi można bawić się w domu.
W parku rozrywki pełno jest modeli miast czy znanych budowali. Jest Statua Wolności i prom kosmiczny. Są holenderskie wiatraki i kanały
Dzieci mogą oczywiście bawić się również w inny sposób. Są karuzele, kolejki itp.
W Legolandzie jest również potężne oceanarium z mnóstwem ryb (prawdziwych), skarbów (z klocków) oraz nurków i łodzi podwodnych (też z klocków).
Można nawet spotkać prawdziwego wikinga.