Kanaryjskie wino

Będąc na wchodzącej w skład Wysp Kanaryjskich Fuertaventurze wybraliśmy się w objazdową wycieczkę. Wyspa nie jest duża a w ciekawe miejsca można dojechać dobrymi drogami.

Wieża broniąca portu
…a na wieży armata
Bałwanek
Chip. Dale zdążył uciec.

W trakcie wycieczki trafiliśmy do Puertito de los Molinos. Chciałbym je nazwać osadą, ale to raczej trzy baraki i winnica. Prowadzi do niej, i tylko tam, spory kawałek świetnej drogi asfaltowej. Wydało się nam to dziwne, dopóki nie spróbowaliśmy wina z Los Molinos. Warto było budować drogę! A dodatkowo wino lokalne jest dostępne w sklepach w cenie około 1 Euro za butelkę. Woda mineralna bywa droższa.

Interior
Nie tylko my przyjechaliśmy po wino

Timanfaya – spacer po księżycu

Park Narodowy Timanfaya (hiszp. Parque Nacional de Timanfaya) to leżący na Lanzarote teren wielkiej erupcji wulkanicznej z XVIII w. W ciągu 6 lat erupcji z kilkuset małych wulkanów wypłynęły rzeki lawy, zalewając sporą część wyspy. Wyspa była wtedy oczywiście zamieszkana, działało rolnictwo, uprawiano winorośl. Dla mieszkańców wybuchy wulkanów były katastrofą. Do tej pory można znaleźć winnice, w których krzewy winogronowe rosną w dwumetrowych dołkach, wygrzebanych przez rolników w wulkanicznej lawie.

Symbolem wyspy jest figurka diabła, wymyślona przez Cesara Manrique.

Symbol parku

Sam park nazywany jest czasem Górami Ognia (Montañas del Fuego). My używaliśmy nazwy “spacerować po księżycu”, wymyślonej przez lokalnego przewodnika wycieczek, z którym zwiedzaliśmy okolice. Ogólnie teren parku jest ściśle chroniony. Prowadzą przez niego bardzo nieliczne drogi asfaltowe, z których nie można zjeżdżać. Większość standardowych wycieczek kończy się i zaczyna w restauracji El diablo w środku parku. My wybraliśmy inną opcję. Wraz z przewodnikiem przemierzyliśmy pieszo kilkukilometrową trasę po parku i jego wulkanach.

Księżycowy krajobraz
Stożek jednego z wulkanów
Tunel lawowy
Wędrowanie po wulkanach wpływa na apetyt
Wracamy

Wycieczkę po wulkanach organizował przewodnik z CanaryTrekking. Polecamy!

Trasa po Norwegii

Poniżej jest trasa, którą przejechaliśmy w 2018.

Start z Warszawy, do Hansa Park w Niemczech. Potem Hirtshals w Danii i prom do norweskiego Kristiansand. Dalej Preikestolen, Lyse Fjord. I na północ.

Na tracku oznaczone są ciekawe miejsca – lodowce, wodospady itp. 

Mieliśmy dotrzeć sporo dalej, ale na wysokości lodowca Folgefonna stwierdziliśmy, że nie ma sensu walczyć z ustawicznym deszczem i zrezygnowaliśmy z dalszej jazdy na północ. Jeszcze tam wrócimy.

Byliśmy za to w Oslo, Kopenhadze oraz duńskiej wyspie Mon.

Przelotne deszcze

Jadąc do Norwegii mocno zastanawialiśmy się czy będzie tam dobra pogoda. Z racji długości naszego urlopu i wielkości tego kraju (popatrzcie na mapę, ale z południa na północ Norwegii jest ponad 1 500 km!) postanowiliśmy ograniczyć wycieczkę do rejonu Bergen. Jest tam mnóstwo atrakcji turystycznych, więc uznaliśmy, że na pierwszy raz wystarczy.

Norweskie miasteczko

Analiza informacji o typowej pogodzie pokazała, że padać będzie sporo. Większość dni z deszczem, ale zgodnie z informacjami deszcze miały być “przelotne”.

Ok, teraz już wiemy. Rejon Bergen jest jednym z najbardziej deszczowych rejonów Europy. “Przelotność” deszczu polega na tym, że rzeczywiście przeleci. Po 2 dniach ciągłej mżawki. I na 15 minut 🙂

Jeżeli wybieracie się w ten rejon, to nie zapomnijcie o porządnych ubraniach turystycznych. My mieliśmy oczywiście buty trekingowe, kurtki nieprzemakalne itp. To za mało. Potrzebny jest naprawdę solidny sprzęt turystyczny, oddychający i szybkoschnący. I to najlepiej z nadmiarem. Inaczej wycieczka kończy się podziwianiem Norwegii z okna przyczepy campingowej bądź smętnym pobytem w mokrym namiocie.

Na lodowcu. Oczywiście pada

Olga lata na miotle

W czasie pobytu w Londynie zaliczyliśmy wycieczkę do studia filmowego, w którym kręcono film Harry Potter. Fajna wycieczka autokarem, startującym spod muzeum Sherlocka Holmes’a albo dworca St. Pancrass. W autokarze fragment filmu a na miejscu ogromne studio filmowe z dekoracjami z filmu. Dużo zwiedzania, oglądania oraz atrakcje specjalne: Olga miała okazje “polatać” na miotle.

Film jest nakręcony przy użyciu green box-a i miotły 😀

Wawrzyniec strikes back

Ostatniego dnia na Maderze postanowiliśmy spróbować ponownie dotrzeć do końca półwyspu Św. Wawrzyńca. Tego dnia było bardzo ciepło, więc większość ciepłych ubrań została w hotelu. To był błąd, jak okazało się później.

Po dojeździe do parkingu przy półwyspie ruszyliśmy dziarsko naprzód i… wieje. Zimno. Żeńska część wycieczki postanowiła zrezygnować. Sam dotarłem do końca półwyspu. Szybka sesja foto po drodze i powrót do auta.

Wracając zajrzeliśmy jeszcze do Muzeum Wielorybów (Museu da Baleia, www.museudabaleia.org) w Canical. Muzeum jest super. Można dużo się dowiedzieć o wielorybach (fajne) i wielorybnictwie (brr).

Nie, nie jest prawdziwy
Ten za to jest 🙂

Reszta zdjęć z tego dnia

Lewada to nuda

Jedną z atrakcji “must see” na Maderze miał być spacer po lewadach. 

Lewada to długie (kilometry!) korytko, którym woda spływa od źródła (często wodospadu) w kierunku pól uprawnych. Były budowane przez mieszkańców Madery gdzieś w XVI w.

My wybraliśmy się do najbardziej znanych – Levada das 25 Fontes (25 źródeł) i Cascada do Risco. Spacer do obu zaczyna się w dolinie Rabacal, gdzie trzeba zostawić samochów.

Sama konstrukcja lewady – korytko, którym spływa woda – wymusza prowadzenie jej wzdłuż zbocza góry. Na tym zdjęciu widać przebieg lewady poniżej linii drogi asfaltowej.

Spadek lewady jest siłą rzeczy niewielki, co powoduje, że spacer wzdłuż niej jest… nudny. Ścieżka jest miejscami dość szeroka, miejscami wąska. Widok na dolinę przeważnie marny, bo zasłonięty roślinnością. 

Ścieżka wzdłuż lewady
Lewada płynie z wolna

Jak się nietrudno domyślić nas ten spacer rozczarował. Na Maderze można zobaczyć fajniejsze rzeczy.


Reszta zdjęć z tego dnia

Pico do Arieiro – Pico Ruivo

Pico do Arieiro i Pico Ruivo (właściwie to odwrotnie) to dwa najwyższe szczyty Madery. Na pierwszy można dojechać autem. Na szczycie parking, radar lotniczy i piesza ścieżka na punkty widokowe. Jest na co patrzeć, bo wysokość to ok. 1800 m.n.p.m.

Po drodze można zobaczyć fajnych reprezentantów fauny i dzieci 😉

Fauna
A to dzieci… zrobiły 😉

Z Pico do Arieiro można pomaszerować “z buta” na Pico Ruivo. Szlak to jakieś 8 km górskiej ścieżki. My pojechaliśmy dookoła, samochodem. Z parkingu na Pico Ruivo też jest kawałek, ale ten szlak jest zdecydowanie łatwiejszy.

Po drodze widoki słabe – flora nieco przywiędła albo chmury zasłaniają.

Zwiędła flora
Chmury

Zdjęcia z tego dnia

Ogród botaniczny w Funchal

Trzeci dzień pobytu na Maderze, to wizyta w ogrodzie botanicznym w Funchal. Cała wyspa jest górzysta, więc i sam ogród jest dość wysoko, chociaż od plaży niedaleko. Aby się do niego dostać można skorzystać z kolejki linowej (Teleferico).

Widok z wagonika

Niektórzy w wagoniku denerwowali się bardziej

A inni raczej się relaksowali

Sam ogród botaniczny nas nie rozczarował. Jest na co patrzeć.  Oprócz “zieleniny” także wystawy minerałów, sztuki afrykańskiej, chińskiej itd.


Reszta zdjęć z ogrodu botanicznego.