Rumunia 2019

Szybki strzał. Jest wolny tydzień w połowie sierpnia, jest druga załoga do towarzystwa. Jedziemy. My w składnie Olga na prawym plus Tomek kierowca. Drugie auto to Defender z Moniką i Pawłem.

Czasu w sumie niedużo, bo Rumunia w tydzień oznacza pośpiech. Wybieramy więc Maramuresz, który jest najbliżej Polski.

Po drodze nocleg na Węgrzech, niedaleko rumuńskiej granicy. Potem już do Rumunii i w góry. Dzień kończymy odwiedzając „epicki klif”, zgodnie z opisem z jakiegoś tracka z czeluści internetów.

Kolejny dzień to niestety zjazd do cywilizacji i szukanie warsztatów i sklepów z częściami. Def zaliczył podwójną awarię, więc jazdy tego dnia nie było wiele. Zaliczyliśmy za to pit stop w fajnej scenerii.

Ponaprawiani jedziemy dalej. Defender z napędem na trzy koła daje radę lepiej, niż moje Discovery na czterech 🙂

Walki z terenem było tego dnia sporo. Glina zabrała kierunkowskaz i jakieś plasticzki z nadwozia, kamienie upomniały się o progi itd. Słowem – udany off-road. Kończymy noclegiem na obszarze Parku Narodowego Gór Maramuresz.

Potem dzień jazdy na wyczucie. Nie miałem sprawdzonego tracka przez ten teren, chociaż przeważnie staram się go uzyskać. Tym razem jechaliśmy na podstawie tracka, wytyczonego na zdjęciach satelitarnych. Trasa piękna, przez połoniny i szczyty, miejscami dosyć trudna.

Problemy zaczęły się pod koniec dnia, kiedy chcieliśmy z tych gór zjechać. Trasa, wytyczana na mapach satelitarnych, gdzieś się zgubiła. Dróg, przejechanych przez kogoś prawie nie było. Po dłuższym błądzeniu wybraliśmy jedną z dwóch ledwie widocznych dróg w dół. Wybraliśmy źle… Skończyło się usuwaniem zwalonych drzew i stromym zjazdem drogą zrywkową w lesie. Oraz straconą szybą i pogiętym nadkolem. Srebrna taśma pozwoliła jechać dalej 🙂

Ostatni, górski dzień, to pasmo Calimani, park narodowy i kopalnia kruszywa. Niestety, mgła zabrała widoki. Szkoda, ale może uda się tam wrócić.

Potem już tylko powrót. Zdecydowanie za szybko to zleciało…


Albumy ze zdjęciami


Wspominki z wyjazdu